„Czysta gra”. Dlaczego Cindy Crawford nie została aktorką?

Odpowiedź na to pytanie jest całkiem prosta: nie miała talentu. Mimo że reżyser „Czystej gry”, Andrew Sipes próbował przekonać nas, że jest inaczej, jego film jest jednak dowodem, który w sądzie zagwarantowałby Crawford dożywocie za złe aktorstwo. Po co te prawnicze metafory? Cóż, Cindy gra w „Czystej grze” z 1995 roku prawniczkę, która nadepnęła na odcisk byłym członkom KGB. Z pomocą spieszy jej kąpany w gorącej wodzie glina, Max Kirkpatrick, który ma twarz Williama Baldwina. Czeka was 90 min wybuchów, strzelanin, pościgów i wymuszonych dialogów, które miały w założeniu zbudować pełną erotycznego napięcia relację między bohaterami, ale oglądanie ich przypomina obserwowanie kłód drewna dryfujących na rzece.


Cindy Crawford miała w latach 90. jedną z najbardziej znanych twarzy na świecie. Supermodelka, ideał piękna, ikona tamtej dekady – było jasne, że Hollywood się o nią upomni. W połowie lat 90. zrobiła to wytwórnia Warner Bros. Produkowała właśnie drugą już po „Cobrze” z Sylvestrem Stallone, adaptację książki z lat 70. zatytułowaną „Czysta gra”. Początkowo rolę prawniczki, Kate McQueen zaproponowano Geenie Davis, wcześniej – Julianne Moore. Żadna jednak roli nie przyjęła.

FAIR GAME, Cindy Crawford, 1995.

Producenci odezwali się do Crawford, która przed przyjęciem roli lojalnie uprzedziła ich, że aktorka z niej żadna. Najwyraźniej, uznali, że gwiazda tylko się droczy, bo rola powędrowała do Crawford, która za swój drewniany występ zdobyła trzy nominacje do Złotych Malin – dla najgorszej aktorki, za najgorszy debiut aktorski oraz dla najgorszego ekranowego duetu, choć ostatnie trofeum musiałaby dzielić z Baldwinem.
Sipes ma na koncie jako reżyser tylko „Czystą grę”. Wcześniej realizował się jako scenarzysta, szansy na to, aby przejść do świata reżyserów nie wykorzystał.

Warner Bros po pierwszych pokazach filmu podjęło decyzję o dokrętkach i dość znacznych zmianach. Pomiędzy Baldwinem i Crawford nie ma ekranowej chemii, co próbowano zamaskować, w ostatniej chwili zastąpiono też grającą byłą dziewczynę Kirkpatricka Elizabeth Peñę młodą, nikomu jeszcze wtedy szerzej nieznaną Salmą Hayek. Ta ostatnia przyjęła rolę pod jednym warunkiem. Chciała ją przepisać i tak się stało. Ostatecznie pojawia się tylko w jednej scenie, ale jest to pewnie jedna z lepszych scen w całym filmie.

Ostatnie, przeprowadzane w panice zmiany nie pomogły filmowi. Choć „Czysta gra” jest nieźle zrealizowana, to z ekranu wieje nudą, ale przede wszystkim – razi tu głupota scenariusza. Pomijając to, że wzięta prawniczka o wyglądzie supermodelki ma 26 lat, a Crawford sprawia, że widz czuje się nieco niezręcznie oglądając jej aktorskie popisy, fabuła niespecjalnie odpowiada na pytanie: dlaczego KGB miałoby w ogóle się nią zainteresować?

„Czysta gra” okazała się finansową klapą. Pomimo udziału popularnego w latach 90. Baldwina („Ognisty podmuch”) i Crawford, widzowie przeczuwali, że coś jest nie tak z produkcją Warner Bros. W efekcie, wytwórnia przy budżecie ok. 50 milionów dolarów zarobiła jedynie 11 milionów dolarów. Recenzenci byli bezlitośni, zwłaszcza dla Crawford, która kilka lat temu skromnie przypomniała w jednym z wywiadów, że nigdy nie była aktorką. Dodała też, że niespecjalnie mogła liczyć na jakiekolwiek wskazówki od Sipesa.

Dziś, po 23 lata, w erze, w której złe filmy wracają do łask, „Czysta gra” gwarantuje właściwie całkiem przyzwoitą rozrywkę. Jeśli ktoś lubi takie rzeczy…