„Opowieści czasu śmierci”. Czerwony Kapturek vs. Wilkołak

W tym filmie z 1986 roku, klasyczne baśnie dla dzieci odbite są w krzywym zwierciadle. Opowiadane przez pozbawionego złudzeń, zniecierpliwionego dorosłego, który oderwany został siłą od emitowanych w kablówce eliminacji miss mokrego podkoszulka, są niegrzeczne, krwawe i wypaczone. Ale nadal zachowują swój sens i przesłanie, choć happy endu raczej w nich brak. Czym, paradoksalnie bliżej im do oryginalnych baśni, jeszcze zanim zostały ugrzecznione i dostosowane dla dzieciaków.

fot. Cinema Group

Już czołówka czarnej komedii „Opowieści czasu śmierci” zapowiada mniej więcej to, czego możemy się po filmie Jeffreya Delmana spodziewać. Najpierw strony starej księgi z baśniami przewraca ludzka ręka, z czasem zostaje odepchnięta przez łapę wilkołaka, która z kolei ustępuje szponowi potwora. Poznajemy Mike’a, faceta w średnim wieku, który opiekuje się siostrzeńcem, kilkuletnim Brianem. W nadziei, że chłopiec zasnął, Mike ogląda nocne programy w telewizji. Ale Brian nie może spać. Wkurzony Mike zgadza się opowiedzieć mu kilka baśni. Ale zrobi to po swojemu.

fot. Cinema Group

Pierwsza z historii opowiada o młodym chłopaku, który ze strachu współpracuje ze szpetnymi wiedźmami. Jego cierpliwość kończy się, gdy żądają od niego, aby zamordował piękną dziewczynę, do której zdążył poczuć miętę. Sporo tu czarnego humoru i gry konwencją. A wiedźmy budzą nawet sympatię, choć rozkopują groby i są szczerze mówiąc, dość obleśne.

fot. Cinema Group

W drugiej baśni bohaterką jest seksowny Czerwony Kapturek, nastoletnia cheerleaderka, Rachel. Przygotowuje się właśnie do tego, aby po raz pierwszy przespać się ze swoim chłopakiem. Myślami buja w obłokach, dlatego w aptece nie zauważa, że przez przypadek wzięła nie leki dla swojej babci, a pigułki, po które przyszedł pewien młody i dość przystojny mężczyzna. Sęk w tym, że jest on wilkołakiem, a tabletki miały zapobiec przemianie. Skupiona na igraszkach Rachel zapomina o babci, do której drzwi zdążył już zapukać Pan Wilkołak. Konfrontacja w domku staruszki będzie zabawna, a zakończenie tej nowelki – zaskakujące.

fot. Cinema Group

Ostatnia z tych trzech historii to groteskowa i makabryczna wersja „Złotowłosej i trzech niedźwiadków”. Złotowłosa to nastoletnia maniakalna morderczyni, która wraz z ciałami zamordowanych przez siebie mężczyzn mieszka w opuszczonym domu. Trzy misie to rodzina szaleńców o nazwisku Bear, która właśnie wraca do swojej opuszczonej przed laty siedziby. Co z tego wyniknie? Nie chcę zdradzać, ale ostatni segment „Opowieści czasu śmierci” jest zdecydowanie najbardziej pomysłowy.

fot. Cinema Group

„Opowieści czasu śmierci” to naprawdę fajna antologia horroru, która bawi się gatunkiem i parodiuje znane z baśni tropy kulturowe. W dodatku czuć tu ten sznyt lat 80. i ironię, która była znakiem rozpoznawczym późniejszych o kilka lat „Opowieści z krypty”.

„Opowieści czasu śmierci” zostały nakręcone za garść dolarów na krzyż. Widać w tym filmie dziecięcą radość reżysera, który nawet wygląd jednego z potworów oparł na swoim rysunku z dzieciństwa. Wypaczone baśnie, których nasłuchał się jako szkrab pobudziły po prostu jego wyobraźnię i jako już dorosły mężczyzna musiał oddać im hołd. Delman niestety, poza tym filmem i pracą na planie „Piątku trzynastego II” nie popełnił już nic znaczącego.


Moją uwagę przykuła na ekranie Nicole Picard, która wcieliła się w Rachel. Pomijając to, że nie można od niej oderwać wzroku z przyczyn estetycznych, była w swojej roli niezwykle naturalna. Niestety, większej kariery nie zrobiła i film Delmana pozostaje jej największym osiągnięciem.

Znacznie lepiej poradziła sobie w Hollywood grająca „Złotowłosą” Cathryn de Prume, którą można oglądać jeszcze m.in. w „Komando FOKI”, „Na granicy ryzyka”, a ostatnio serialach „Shameless” i „Czysta krew”. W ostatnim segmencie występuje też Melissa Leo, dziś już laureatka Oscara dla najlepszej aktorki drugoplanowej za dramat „Fighter”.

Swoją drogą, polskie tłumaczenie tytułu jest idiotyczne. W oryginale opiera się on na grze słów Beadtime Stories/Deadtime Stories.