„Szkoła czarownic”. To my jesteśmy dziwakami

Nastolatka z problemami trafia do nowej szkoły. Nieśmiała i przezroczysta dla rówieśników nie dowierza, gdy grupa popularnych dziewczyn chce się z nią zaprzyjaźnić. Znajomość początkowo rozwija się modelowo, ale ostatecznie – sympatia zamienia się w nienawiść i zaczynają się prawdziwe problemy. Takie, przy których mafijne porachunki wyglądają jak bójka w przedszkolu.

To dość popularny w filmach młodzieżowych wątek, a z drobnymi modyfikacjami stanowił oś fabuły m.in. we „Wrednych dziewczynach”, „Śmiertelnym zauroczeniu” i właśnie w „Szkole czarownic”. Choć tylko w tym ostatnim filmie rozłam między bohaterkami skutkował makabrą, krwią, trupami i eksplozją czarnej magii.

fot. IMDB

„Szkoła czarownic”, horror z 1996 roku, to opowieść o nastolatkach, które dalekie są w swoim liceum od popularności. Mają opinię dziwaczek, a w dodatku – interesują się czarną magią. Trzy z nich przygarniają do swojej mało prestiżowej kliki Sarah, która właśnie przeprowadziła się do Los Angeles wraz z matką. Praktykują czary i każda z nich ma ku magii predyspozycje. Nie spodziewają się, że Sarah ma w sobie najwięcej talentu do rzucania uroków.

Początkowo wykorzystują zaklęcia do tego, aby odegrać się na rówieśnikach, zdobyć czyjąś miłość, albo sprawić, że mankamenty urody znikną. Coraz bardziej pogrążają się jednak w czarnej magii, a jedna z nich nie ma żadnych skrupułów i nie cofnie się nawet przed morderstwem.

fot. IMDB

Gra ją Fairuza Balk, właścicielka jednych z najbardziej szalonych oczu w Hollywood. Balk świetnie nadawała się do odegrania roli Nancy Downs, dziewczyny z rozbitej rodziny, która czarną magię traktuje jak wspaniały środek do mszczenia się na wszystkich, którzy wyrządzili jej przykrość. Balk, Wikanka w prywatnym życiu, służyła na planie wiedzą na temat pogańskich wierzeń, wykorzystania pentagramu, świętowania pór roku i innych podstaw tego nurtu, dzięki czemu filmowi udało się zachować wiarygodność.

Oprócz niej, w horrorze Andrew Fleminga („Ich troje”, „Nocne koszmary”) wystąpili jeszcze m.in.: Neve Campbell tuż przed swą przełomową rolą w „Krzyku”, Rachel True („Żółtodzioby”), Skeet Urlich („Krzyk”), Christine Taylor (żona Bena Stillera, która w latach 90. sporo grywała w horrorach) i oczywiście Robin Tunney, w roli Sarah, która odkrywa, że pochodzi ze starego rodu czarownic.

fot. IMDB

Początkowo producenci rozpatrywali do ról w filmie m.in. Alicię Silverstone i Angelinę Jolie, ostatecznie jednak wybrali mniej znane aktorki, oprócz rzecz jasna Balk, która w pierwszej połowie lat 90. była jedną z najbardziej rozpoznawalnych twarzy młodego Hollywood.
„Szkoła czarownic” to dramat młodzieżowy z elementami horroru. Nieco przewidywalny fabularnie, potrafi w kilku scenach nieźle przestraszyć, dobrze napisane postaci sprawiają, że relacje głównych bohaterek wydają się prawdopodobne, a nienawiść Nancy do Sarah budzi miejscami współczucie, co zawdzięczamy też bez wątpienia świetnej kreacji Balk.

Film okazał się hitem kasowym, co zaskoczyło producentom. Recenzje bowiem nie zapowiadały takiego zwrotu akcji. „Szkołę czarownic” porównywano do nastoletniej wersji „Szkarłatnej litery”, nazywano kalką „Śmiertelnego zauroczenia” z czarami w tle. Po latach film Fleminga uznany został za kultowy, a w latach 90. w Hollywood mówiono nawet o sequelu, który miał skupiać się na dziejach Nancy. Nic jednak z tego nie wyszło. Dwa lata temu powstały plany rebootu filmu, na szczęście jednak – Fabryka snów odstąpiła od tego pomysłu.

Wpływ „Szkoły czarownic” na popkulturę trudno jest przecenić, zwłaszcza, jeśli pamięta się serial „Czarodziejki”, który pod koniec lat 90. podbił szturmem telewizję, choć wielu widzów i członków ekipy „Szkoły czarownic” wskazywało na wyraźnie podobieństwa pomiędzy filmem Fleminga a serialem popularnym również w Polsce. Wystarczy wspomnieć kawałek „How Soon is Now”, który został wykorzystany w obu produkcjach.

https://www.youtube.com/watch?v=JhQdTRJ2VJ8