„Tyrani”. Gilbert Blythe szuka zemsty

„Tyrani” z 1986 r. to nieco dziś zapominany reprezentant popularnego w tamtej dekadzie nurtu kina zemsty, w którym główny bohater sam musi chwycić za broń, aby wymierzyć sprawiedliwość. Reżyserem „Tyranów” jest Paul Lynch, który w połowie lat 80. ceniony był za takie kultowe filmy jak „Bal maturalny” i „Houmongous”, a w latach 90. przeniósł się skutecznie do telewizji i wyreżyserował sporo odcinków popularnych seriali: m.in. „Sliders” i „Xena: wojownicza księżniczka”.

mat. promujące, fot. Universal/MGM

„Tyrani” trzęsą miasteczkiem

„Tyrani” fabułę ma bardzo podobną do innych dzieł tego nurtu. Do małego, górskiego miasteczka z metropolii przeprowadza się rodzina Morrisów. Chcą otworzyć sklep spożywczy i uciec od przemocy szalejącej w wielkim mieście. Okazuje się jednak, że wpadli z deszczu pod rynnę. Miasteczkiem trzęsie klan Cullenów: okrutni i zwyrodniali bracia pod wodzą apodyktycznego ojca. To oni narzucają społeczności zasady i dotkliwie wymierzają kary tym, którzy nie chcą się do nich dostosować.
Cullenowie od razu zaczynają zastraszać Morrisów, a nastoletni Matt Morris jeszcze pogarsza sprawę zakochując się w Becky Cullen, zahukanej siostrze miejskich tyranów. Za to uczucie spotka ich kara. Kiedy konflikt eskaluje i dotknie najbliższych Matta, chłopak będzie musiał chwycić za broń.
Brutalna wersja szekspirowskiego dramatu „Romeo i Julia” zamieni się w makabryczną opowieść o zemście, w której Matt z mieszczucha przeobrazi się w nastoletnią wersję Rambo, a na jego drodze pomsty poprowadzi go mądry Indianin.

„Romeo i Julia” z zemstą w tle

„Tyrani” to film bazujący na schematach i przez to – niezbyt oryginalny. Scenariusz napisali John Sheppard („Mania”, „Zbroja boga”) i Bryan McCann, który na koncie ma jeszcze scenariusz komedii kryminalnej „High Stakes”. Akcja toczy się wartko, a cały ten festiwal okrucieństwa wstrząsa w zestawieniu z klimatem górskiego miasteczka, które odżywa w sezonie turystycznym. Tym, co mnie przyciągnęło do „Tyranów” jest obsada.
W roli Matta występuje tu Jonathan Crombie, ukochany przez całe pokolenia Gilbert Blythe z serialowej wersji „Ani z Zielonego wzgórza”, która powstała w latach 80. i na kolejne dekady wyznaczyła standardy jeśli chodzi o ekranizację cyklu powieści Lucy Maud Montgomery.
Crombie, w przeciwieństwie do grającej Anię Meg Follows, która zagrała inne role, nigdy nie uwolnił się w pełni od wizerunku Gilberta, choć trudno o bardziej radykalną próbę niż ta, którą podjął właśnie w „Tyranach”. Szkoda. Zmarły w 2015 r. aktor pokazał w filmie Lyncha, ze drzemie w nim wielki potencjał.

Olivia d’Abo jako Becky

Becky ma za to twarz Olivii d’Abo, dziś popularnej gwiazdy, która w 1986 r. miała na koncie występy w „Conanie Niszczycielu” i „Bolero”, za które to filmy zdobyła Złotą Malinę dla najgorszej aktorki. Olivia d’Abo zagrała w ciągu ostatnich 30 lat wiele zróżnicowanych ról, m.in. w komedii „Świat Wayne’a 2”, serialach „Cudowne lata” i „Prawo i porządek: Zbrodniczy zamiar” i kilkudziesięciu innych produkcjach. W „Tyranach”, jako Becky, która dzięki miłości odnajduje w sobie siłę, aby przeciwstawić się rodzinie bywa poruszająca. Nie rozumiem tylko, dlaczego kazali jej się taplać w basenie, ale cóż – taka była kiedyś estetyka.
Nie jest to najlepsze kino zemsty. Pewnie dlatego, że traktuje się nieco zbyt poważnie. Z drugiej strony tragedia, która spotyka rodzinę Morrisów nie pozwala na żadne żarty. W gąszczu filmów zemsty wyprodukowanych w latach 80. „Tyrani” giną, choć nawet dziś, po latach, bronią się świetną atmosferą i niezłym aktorstwem, które sprawia, że ta krwawa wersja „Romea i Julii” angażuje aż do ostatniej minuty. Jeśli ktoś oczywiście lubi kino klasy B.

Film w różnych wersjach znajdziecie np. na Amazonie.