„Narzeczona Re-Animatora”. Herbert West wraca

„Narzeczona Re-Animatora” niewiele ma już wspólnego z opowiadaniem H.P. Lovecrafta, na podstawie którego powstał oryginał z 1985 r. Na reżyserskim stołku nie zasiadał też Stuart Gordon, który zrobił pierwszego „Re-Animatora”. Zastąpił go legendarny Brian Yuzna, producent i reżyser, który na koncie ma m.in. horrory „Zza światów” oraz „Towarzystwo”, ale brak Gordona widać. „Narzeczona Re-Animatora” nie ma już tego lovecraftowskiego sznytu i klimatu znanego z pierwszej części. Na otarcie łez, fani serii mogą popatrzeć na Jeffreya Combsa, Marlona Brando horroru, który wraca jako Herbert West, a na ekranie szarżuje, wytrzeszcza oczy i histeryzuje.
Akcja „Narzeczonej Re-Animatora” rozgrywa się osiem miesięcy po tym, jak ożywiona przy pomocy wynalezionego przez Westa serum Megan, wrzeszczy ile sił w płucach. Herbert West i jego wierny akolita, Dan Cain, pracują jako lekarze w opętanym wojną Peru. Sterty rozczłonkowanych zwłok leżących na wyciągnięcie ręki sprawiają, że postanawiają wrócić do swoich badań nad cudownym serum ożywiającym martwą tkankę.

fot. kadr z filmu

„Narzeczona Frankensteina”?

Po powrocie z wojny, obejmują na powrót swoje posady w szpitalu uniwersyteckim. West odkrywa w swym obskurnym laboratorium, że wynaleziona przez niego mikstura może ożywiać części ciała i wpada na pomysł, aby powołać do życia istotę złożoną z pozbieranych na cmentarzu i kostnicy organów. W szpitalnej kostnicy wpada mu w ręce serce Megan, narzeczonej Caina z pierwszej części i postanawia stworzyć dziewczynę na nowo. Wszelkie skojarzenia z „Narzeczoną z Frankensteina” są oczywiście dozwolone.

fot. kadr z filmu

Ale, jak łatwo się domyślić, nie wszystko idzie po myśli Westa. Po piętach depcze mu pewien policjant, który ma osobiste powody, aby go pogrążyć, w dodatku eksperyment nie przebiega dokładnie tak, jak szalony doktor sobie zaplanował. Narzeczona to krwiożercze zombie, którego serce (należące do Megan) wybiera Dana jako swego wybranka. Dan już jednak znalazł ukojenie w ramionach pewnej dziennikarki i nie ma ochoty na amory z istotą stworzoną przez Westa. Zrozpaczona narzeczona wyrywa sobie serce Megan z piersi i rozpada się na kawałki.

Jeffrey Combs, król horroru

„Narzeczona Re-Animatora” miała większy niż „Re-Animator” budżet i to widać. Czasami nawet jeden milion dolarów robi różnicę i tak właśnie było w tym przypadku. Pierwsza część kosztowała producentów 900 tys. dolarów, druga już dwa miliony. Krew leje się jeszcze bardziej wartkimi strumieniami, charakteryzacja jest bardziej przekonująca. Ale cóż z tego, skoro brakuje klimatu?
Yuzna jednak nie przejął się tym wcale, bo po „Narzeczonej…”, która premierę miała w 1990 roku, zrobił jeszcze trzecią część cyklu – bardzo kiepskie  „Beyond Re-Animator”, w którym West prowadzi eksperymenty na więźniach, a sam Combs wydaje się na ekranie niespecjalnie przekonany do fabuły i swojego udziału w ostatniej odsłonie trylogii.     

fot. kadr z filmu

Jeffrey Combs to legenda horroru. West to nie jedyna kultowa postać w jego dorobku aktorskim. Grał też w „Człowieku z dwoma mózgami”, „Zza światów”, „Mieszkańcu podziemi”, „Potworze na zamku”, „Mutronice”, „Fortecy”, jednym ze „Star Treków”, „Przerażaczach” i „Czarodzieju Gore”. Trudno jest znaleźć drugiego aktora, który miałby na koncie tyle ról w kultowych filmach, co on. Combs wciąż gra, choć jego gwiazda nieco przygasła. Aktor ma dziś 63 lata i teraz częściej użycza głosu animowanym postaciom, niż pojawia się na ekranie we własnej osobie.

Bez Barbary Crampton

Na ekranie aż czterokrotnie spotkał się z inną legendą horroru, Barbarą Crampton, która w oryginalnym „Re-animatorze” zagrała Megan. Jednak w drugiej części już nie chciała występować. Podobno agent doradził jej, że cameo w „Re-Animatorze II” byłoby poniżej jej godności, w rezultacie Meg zagrała nieznana nikomu Mary Sheldon. W Glorię, której głowa staje się głową Narzeczonej, wcieliła się za to Kathleen Kimnot, dziś najbardziej znana z serialu „Renegat” z Lorenzo Lamasem, którego żoną była zresztą przez cztery lata.

fot. kadr z filmu

Jeśli liczycie na to, że „Narzeczona Re-Animatora” was wystraszy, to przestańcie. Podobnie jak część pierwsza, film jest czarną komedią, kopalnią cytatów z klasyków gatunku polaną slapstikowym sosem. W tej części jeszcze bardziej widać, że West pogardza kobietami, które traktuje jedynie jako naukowe obiekty. Trochę dziwi okrucieństwo dla płci pięknej, pamiętajmy jednak, że film powstał w latach 80. i jest po prostu horrorem. I to niestety – znacznie gorszym od oryginału.