"Utopia", reż. Kurt Voss, rok prod. 1997, okładka VHS

„Utopia”. Ice-T ratuje sytuację

W latach 90. – zwłaszcza w ich drugiej połowie – powstało kilkadziesiąt niezależnych filmów sensacyjnych, które miały nadzieję powtórzyć sukces „Pulp Fiction”. Albo przynajmniej wypłynąć na fali popularności filmu Quentina Tarantino, który rozbudził apetyt widzów na świetnie napisane, moralnie dwuznaczne postaci, błyskotliwe dialogi i fabularne przewrotki. Czasami imitowanie Tarantino udawało się lepiej – jak w przypadku filmów „Spojrzenie mordercy”, „Święci z Bostonu” czy „Kaliber 45.” (choć ten powstawał jednocześnie z „Pulp Fiction”), a czasami nieco gorzej. Jak to było z „Pokerową zagrywką”. Albo „Utopią” z 1997 r., zrealizowanym poza wielkimi studiami filmem Kurta Vossa, który na koncie ma m.in. film „Baja” z Molly Ringwald oraz scenariusz ponurego dramatu „Dokąd zawiedzie cię dzień” – o bezdomnych nastolatkach z Los Angeles.

„Utopia” to historia, która współczesnemu widzowi od razu skojarzy się z „Uciekaj!” Jordana Peele’a, ale jedynie dlatego, że podobny jest punkt wyjścia tej historii. Otóż marzyciel Daniel (Justin Theroux w jednej ze swoich pierwszych ról) po dwóch latach związku zabiera ukochaną Susanne (Alyssa Milano) do rodzinnego domu. On ma artystyczne aspiracje i nie wie, jak je zrealizować, ona pracuje jako psycholożka rodzinna. Zawodowe doświadczenie przyda jej się w czasie wizyty, bo rodzina Daniela jest głęboko dysfunkcyjna. Począwszy od matki, która wciąż mówi o zmarłym synu Johnie, jakby żył, przez Justina: wiecznie pijanego drugiego brata Daniela, a kończąc na ojcu, który wywiera na chłopaku Susanne presję, by przejął rodzinną firmę i udawał, że ojcowskie ambicje pokrywają się z jego aspiracjami.

Susanne nie ma jednak czasu organizować przyszłym teściom terapii. Na dom napadają brutalni rabusie pod wodzą Ice’a-T, mordują wszystkich, którzy staną im na drodze, a przy okazji wyrzucają z siebie dowcipne kwestie, które zdecydowanie szybko stają się najmniej nużącą częścią filmu.

„Utopia” to thriller bardzo przewidywalny. Właściwie już pięć minut od napisów początkowych można się połapać, kto stoi za napadem. Milano niewiele ma tu do zagrania, zresztą 1997 r. był punktem zwrotnym w jej karierze: była wtedy byłą nastoletnią gwiazdą, której kariera przyhamowała i właśnie miała na nowo podbić serca widzów rolą w serialu „Czarodziejki”. W tle scenariusza przewija się biblijna historia żony Lota, która zamieniła się w słup soli. W zestawieniu z pozbawionym polotu scenariuszem to odniesienie brzmi okropnie pretensjonalnie.

Całość przed całkowitym blamażem ratuje Ice-T, legendarny raper i utalentowany aktor, który w latach 90. wystąpił w kilku kultowych dziś filmach – np. „Gra o przeżycie” czy „Tank Girl” – a do „Utopii” napisał nawet ścieżkę dźwiękową, która ostatecznie nie została wykorzystana.