„Świąteczna gorączka”. Eric Roberts na zakupach

Tuż przed seansem firma produkcyjna „Change the World Productions” chwali się, że opowiada historie, jakich „Hollywood nie opowie”. Otóż niekoniecznie. Hollywood nie raz już opowiadało dokładnie takie historie, tylko wtedy nazywały się „Szklana pułapka”, „Nagła śmierć” czy „Spotkanie ze śmiercią”. A „Świąteczna gorączka” („Christmas Rush”) z 2002 r. to kolejny klon filmu z Willisem. I w dodatku jeszcze mniej subtelny w kopiowaniu niż wymienione tu tytuły. Bo akcja filmu toczy się w Boże Narodzenie, w galerii handlowej, a głównym bohaterem jest niepokorny glina, który właśnie pokłócił się z żoną. Na szczęście, „Świąteczną gorączkę” ratuje przed kompletnym blamażem świetna obsada.

Grają tu Dean Cain (telewizyjny „Superman”), Eric Roberts (chyba nie trzeba go nikomu przedstawiać) oraz Erika Eleniak, która zasłynęła rolą w pierwszym sezonie „Słonecznego patrolu”, a potem wystąpiła w licznych filmach klasy B. Roberts z dużym znawstwem wciela się w terrorystę, który postanawia napaść na galerię handlową w czasie bożonarodzeniowego szału zakupowego. Nie robi tego jednak dlatego, że jest chytry. Nie ma wyjścia: jego syn jest śmiertelnie chory, a kosztowana operacja jest dla niego jedyną szansą na przeżycie. Zdesperowany ojciec postanawia popełnić kolejne w swojej karierze przestępstwo. Pozwolić mu na to nie może rzecz jasna szlachetny glina o klasycznie przystojnej twarzy Caina. Może i posprzeczał się z żoną – ona oczywiście pracuje w przejętej przez rabusiów galerii – ale dla jej bezpieczeństwa jest gotów na samodzielne odbicie zakładników.

Eric Roberts i Erika Eleniak w filmie „Świąteczna gorączka”, rok prod. 2002

„Świąteczna gorączka” to bezwstydna imitacja, która – na szczęście swoje i widzów – nie udaje wiekopomnego dzieła, ani nawet produkcji oryginalnej pod jakimkolwiek względem. Reżyser i scenarzysta Charles Roger Carner na koncie ma takie klasyki kina akcji jak „Ślepa furia” z Rutgerem Huerem czy „Znikający punkt” z Viggo Mortensenem. Wie więc jak przyrządzić 90-minutowy, trzymający w napięciu koktajl. A że w tym czasie widz ani razu nie poczuje się zaskoczony? Trudno. Czy zawsze musi?