"Zabójcze sąsiedztwo", reż. Joey Travolta, rok prod. 2002, plakat

„Zabójcze sąsiedztwo”. Zabójcza nuda

Pewnie już się zorientowaliście: nie jestem jakimś wielce wyrafinowanym widzem. Jeśli na plakacie widzę lekko wystraszoną Sean Young („Łowca androidów”), zapatrzoną w dal, podejrzliwą Theresę Russell („Dziwka”) i Jamesa Russo („Intymny nieznajomy”, „Wystrzałowe dziewczyny”) wykrzywionego w złowieszczym grymasie, to niewiele więcej mi trzeba. W dodatku na stołku reżyserskim zasiadł Travolta. Co prawda Joey, a nie John, ale w mojej rzeczywistości to nawet lepiej. W świecie kina klasy B starszy brat Travolta jest królem, młodszy pomniejszym hrabią.

„Zabójcze sąsiedztwo” („House Next Door”) z 2002 r. to sztampowy do bólu thriller, w którym każdy zwrot akcji można przewidzieć na długo nim wybuchnie bohaterom w twarz, aktorzy sprawiają wrażenie tak znudzonych, że brakuje jedynie by nerwowo spoglądali na zegarek. Gdyby nie obsada złożona z legend (co prawda takich, które widziały lepsze czasy, ale legend) „Zabójcze sąsiedztwo” nie wywoływałoby żadnych emocji. A tak wzbudza chociaż żal.

Lori (A.J. Cook na chwilę przed „Oszukać przeznaczenie 2”) wraz ze swoim nieco bezbarwnym mężem Tomem przeprowadza się z Chicago na wieś by zaznać nieco spokoju. Oczywiście: próżne nadzieje. Wprowadzają się do domu w sąsiedztwie Carla i Helen (Russo i Russell), małżeństwa z długim stażem i niecnymi zamiarami. On to maniak broni, zwolennik nieograniczonego dostępu do niej, ona – zahukana kura domowa szczęśliwa, gdy Carl kieruje swoją uwagę na Lori. Kiedy Helen znika, nowa sąsiadka postanawia przeprowadzić prywatne śledztwo. Z Chicago na pomoc przybywa kawaleria: Monica (Sean Young w mocno drugoplanowej, wbrew sugestii z plakatu, roli), dziewczyny odkrywają, że Carla kryje lokalna policja, słowem: pełen zestaw serwowany przez wyzute z oryginalności telewizyjne thrillery.

„Zabójcze sąsiedztwo” to film idealny do oglądania w tle. W tle prasowania, gotowania, mycia okien i wszelkich innych czynności, które nie wymagają 100 proc. uwagi. To jedna z tych produkcji, które można śledzić z symbolicznym zaangażowaniem, a potem natychmiast – to zrządzenie losu- o nich zapomnieć.