"Strażnik dusz", reż. Darin Ferriola, rok prod. 2001, SyFy, plakat

„Strażnik dusz”. Pierwszy oryginalny film SyFy

Marka „SyFy” kojarzy się z siermiężnym kinem klasy B, w którym występują przebrzmiałe gwiazdy z minionej ery zmuszone na stare lata walczyć z gigantycznymi rekinami, krabami czy pytonami. Zdarzają się rzecz jasna wyjątki – jak np. rewelacyjny serial „Battlestar Galactica” wyprodukowany właśnie przez tę stację – ale giną w lawinie setek produkcji, które SyFy wypuściła przez ostatnie dwie dekady na swoją antenę.

„Strażnik dusz” z 2001 r. to pierwsza oryginalna produkcja stacji i choć bezsprzecznie tania (znak rozpoznawczy SyFy) i dość nawinie napisana, ma sporo uroku, który maskuje te mankamenty. Na pozostałe widz nie zwróci uwagi z powodu obsady. W „Strażniku dusz” gra tłum gwiazd, z których każda świetnie się bawi swoją przerysowaną rolą.

„Strażnik dusz”, reż. Darin Ferriola, SyFy

Fabuła „Strażnika dusz” nawiązuje m.in. do „Postrachu nocy”, „Martwego zła II” czy „Nocy pełzaczy”, kultowych dziś horrorów komediowych lat 80. Film czerpie też z estetyki tamtej dekady, całość można więc potraktować jako swoisty dla niej hołd. Dwóch niespecjalnie błyskotliwych złodziejaszków (Rodney Rowland, znany m.in. z serialu „Gwiezdna eskadra” i odcinka „Z Archiwum X” o typie z gadającym tatuażem oraz Kevin Patrick Walls, czyli Steve z pierwszego „Krzyku”) od dziwnego typa z podejrzanym akcentem (doskonały jak zawsze Brad Dourif) dostają zlecenie. Mają ukraść magiczny Kamień Łazarza, który pozwoli przeżartym złem duszom wrócić na ziemię.

Spragnieni łatwego zarobku oczywiście się zgodzą, ale szybko okaże się, że będą musieli stać się wbrew sobie bohaterami. I ocalić świat przed szaleńcem, który wierzy w to, że jest synem Boga. Po drodze napotkają m.in. Wspaniałą Marthę (równie wspaniała Karen Black), Malliona (Robert Davi): anioła stróża, który ubiera się i mówi jak włoski gangster, demony zamieniające się znienacka we wściekłe lub rozczarowane matki głównych bohaterów i tłumy pięknych kobiet, którym zdecydowanie nie należy ufać.

„Strażnik dusz”, reż. Darin Ferriola, SyFy

Całkiem to zabawne i sympatyczne. Między Rowlandem, a Wallsem jest chemia kojarząca się z klasykami buddy movies, dialogi bywają naprawdę niewymuszenie zabawne, a efekty specjalne w „Strażniku dusz” mogłyby zawstydzić te z najnowszych produkcji SyFy, takie są dobre. Potwory, z którymi przyjdzie się mierzyć bohaterom nawet po ponad 20 latach wyglądają całkiem przyzwoicie. Szkoda, że „Strażnik dusz” jest dziś tak mało znany. Seans może przynieść sporo frajdy, choć nie zmieni niczyjego życia, tak jak zdecydowanie nie zmienił życia swojego reżysera i scenarzysty: Darina Ferrioli, który na koncie ma jedynie trzy pełnometrażowe produkcje i jeden serial.