"Nocne zło", reż. Mark Pavia, rok prod. 1997, plakat

„Nocne zło”. O pilocie-wampirze

Lata 90. były dziwną erą w historii ekranizacji Stephena Kinga. Powstawały genialne adaptacje jego prozy, np. „Misery”, „Skazani na Shawshank”, czy „Zielona mila”, przeciętne (jak „Bastion” czy telewizyjne „To”) ale Hollywood realizowało też filmy-potworki, które z twórczością Króla nie miały zbyt wiele wspólnego („Langoliery”). Szczególnie telewizja taśmowo brała na warsztat dzieła Kinga, często podchodząc do materiału źródłowego nazbyt dosłownie.

„Nocne zło” to jedna z bardziej udanych prób przeniesienia Kinga na ekran w latach 90. Ekranizacja opowiadania z 1988 r. (wydanego potem w 1993 r. w zbiorze „Marzenia i koszmary”) jest klasycznym horrorem podszytym moralnym niepokojem. Oto wyzuty z uczuć wyższych Richard Dees, reporter tabloidu zarabiającego na historiach porwań przez kosmitów i makabrze, rusza w pogoń za tajemniczym pilotem, który krąży po amerykańskim niebie w przemalowanym na czarno samolocie, odziany w pelerynę podbitą karminem. Wszędzie tam, gdzie wyląduje, pozostawia strach i śmierć. A zwie się…Dwight Renfield.

Miguel Ferrer w filmie „Nocne zło”

Opowieść o dziennikarzu na tropie wampira z licencją pilota mogłaby być skrajnie głupia. Ale wymyślił ją Stephen King, a to sprawia, że „Nocne zło” stało się przede wszystkim hołdem dla klasyki kina grozy (Renfield był sługusem hrabiego Draculi, a imię Dwight to nawiązanie do Dwighta Frye’a, aktora, który wcielał się w Renfielda w filmach z Belą Lugosim jako słynnym krwiopijcą) i hołdem Kinga dla Kinga. Tak jak w opowiadaniu, w filmie też uważny widz znajdzie sporo odniesień do innych utworów Mistrza, bo te – jak w marvelowskim uniwersum – często są ze sobą ściśle powiązane. „Nocne zło” dodatkowo naśmiewa się z braku skrupułów prasy brukowej. Idealizm w opowiadaniu historii w filmowej wersji „Nocnego zła” reprezentuje młodziutka dziennikarka, Katherine, która początkowo Deesa podziwia, a potem staje się jego największą rywalką w pościgu za Renfieldem.

W Deesa wspaniale wciela się Miguel Ferrer, który w latach 90. wystąpił także w serialowym „Bastionie”. Zmarły w 2017 r. aktor jest w roli zgorzkniałego dziennikarza topiącego smutki w alkoholu dokładnie taki, jak powinien być: irytująco cyniczny, imponująco spostrzegawczy. Ale najlepiej spisuje się tu Michael H. Moss, artysta wyjątkowo mało znany. W płaszczu krwiopijcy, w strugach deszczu, z rozwianym, czarnym włosem wygląda jak żywcem wyjęty z ilustracji gotyckiej powieści. Nic dziwnego, że jego nieszczęsne ofiary tak chętnie ulegały wdziękowi niebezpiecznego pilota. Na szczęście, to wrażenie jest ulotne: siłą „Nocnego zła” jest naprawdę przekonująca, paskudna charakteryzacja, w której Renfield głównie występuje. A w niej Nocne zło naprawdę przeraża.

Michael H. Moss w filmie „Nocne zło”

Interesujące, że reżyser „Nocnego zła”, Mark Pavia, oprócz tego filmu wyreżyserował jeszcze tylko jedną produkcję pełnometrażową i to po 20 latach od premiery „Nocnego zła”. Ta najpierw odbyła się na antenie stacji HBO, a miesiąc potem „Nocne zło” weszło na ekrany kin.