"Ostatni etap", reż. Mark Malone, rok prod. 2000, plakat

„Ostatni etap”. Całkiem fajne „whodunit”

Polski dystrybutor DVD na okładce wydania „Ostatniego etapu” przekonuje, że to film nawiązujący do „Tożsamości” Jamesa Mangolda. Być może w jakiejś alternatywnej rzeczywistości. „Tożsamość” premierę miała w 2003 r., a „Ostatni etap” Marka Malone trzy lata wcześniej. O nawiązywaniu nie ma tu więc mowy, choć pomysł i klimat wydają się podobne. „Ostatni etap” to jednak kino mocno niskobudżetowe i w czasie seansu wynikające z tego ograniczenia widać jak na dłoni. Mimo to, wciąż jest to zręczne połączenie klasycznej zagadki „whodunit” i thrillera. I to w całkiem niezłej obsadzie.

Akcja „Ostatniego etapu” toczy się w odciętym od świata motelu gdzieś w górach Kolorado. Zamieć śnieżna sparaliżowała stan, przypadkowi goście obskurnego przybytku są na siebie skazani dopóki służby porządkowe nie uprzątną dróg. Czy jednak na pewno przypadkowi? Policjant, Jason (znany z „Pochowaj me serce w Wounded Knee” i „Sztandaru chwały” Adam Beach) spotyka tam ukochaną z czasów licealnych (Rose McGowan), dwóch braci-rasistów szuka zaczepki (jeden z nich ma twarz jak zawsze doskonałego Calluma Keitha Renniego), właściciel motelu mówi z niemieckim akcentem (gra go Jürgen Prochnow) i jest jeszcze śliski typ, który cały czas obmacuje nowo poznaną dziewczynę. Kiedy więc Jason znajduje pierwsze ciało żaden widz nie powinien być zaskoczony. Z taką galerią ekscentrycznych i odpychających postaci morderstwo było kwestią czasu. Jason będzie musiał rozwiązać zagadkę, utrzymać całe towarzystwo w ryzach i jeszcze w tym wszystkim pamiętać o napadzie na bank, do jakiego doszło nieopodal.

„Ostatni etap” to pod wieloma względami klasyczny kryminał. Jest zbrodnia, są podejrzani, są też całkiem zmyślnie pozostawione dla widza wskazówki, dzięki którym już w połowie seansu można się domyślić, kto tu jest mordercą. Rozwiązanie nie jest może specjalnie szokujące, ale sama łamigłówka jest na tyle dobrze przemyślana, że w finale nie czujemy, że twórcy „Ostatniego etapu” robią z nas idiotów. Zimowy klimat, obskurne wnętrza, wyraziste postaci – to wszystko czyni z „Ostatniego etapu” thriller wart obejrzenia, choć od „Tożsamości” czy „Fargo” wciąż dzielą go lata świetlne.